sobota, 15 czerwca 2013

Tęksnota niszczy mój świat

- Miśka! Miśka co jest? Boże...Tatoo! Tatoooo chodź tutaj szybko! Ona nie żyje! Zrób coś! Proszę Cię!
Tata wbiegł do pokoju, był przestraszony, ale nie wiedział, co się stało...
Misia, moja mała Misia. Mój największy przyjaciel, mój skarb najdroższy na świecie. Nie wierzę, że to wszystko tak się potoczyło. Jakiś czas wcześniej myślałam, że nie wyobrażam sobie życia bez niej, że mogłoby już jej nie być. Uświadomiłam sobie wtedy, że chyba pękłoby mi serce, jeśli jej by się coś stało...
No właśnie, chyba pękło. Cały czas pamiętam jej ostatnie spojrzenie. Cały czas przed oczami mam jak leży... Nie wiedziałam, że można tak bardzo kochać takie małe zwierzę, była dla mnie wszystkim, a teraz już jej nie ma. Była takim fantastycznym przyjacielem. Kiedy ja byłam smutna to Miśka też, zawsze siadałam przy klatce, ona starała się być jak najbliżej i siedziała, patrzyła... Słuchała moich żalów, narzekań jak to jest mi źle i niedobrze. Razem milczałyśmy... Kiedy miałam dobry humor, puszczałam ją po pokoju a ona przybiegała mi dokuczać, przeszkadzała mi w odrabianiu lekcji, gryzła zeszyty, a po tym wszystkim robiła zawsze słodkie oczka... Potrafiła wskoczyć mi na ramię jak siedziałam na łóżku, ugryźć w ucho, po czym uciec i znowu wrócić...
Nie chciała wracać do klatki i zawsze o to się kłóciłyśmy, zawsze o to się obrażała i jako oznaka tego buntu, gryzła mnie w palec, ale zaraz jej przechodziło, wystarczyło, że dostała jakiś smakołyk. Jeszcze tak słodko spała w hamaku.
"Tatoooo chodź tutaj szybko! Ona nie żyje! Zrób coś! Proszę Cię!"
Z dnia na dzień coraz bardziej za nią tęsknię.
Pamiętam jej pierwszy dzień w domu, pierwszy podarowany smakołyk, pierwszy spacer po pokoju. Odnoszę wrażenie, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj.
Nie ma jej od 4 czerwca. W miejscu, gdzie tata ją zakopał posadziliśmy drzewko, ogrodziliśmy je. Nie ma jej już dwa tygodnie a ja co noc jak debil wyglądam przez okno, wpatruję się w to drzewko, jakbym czekała na jakiś cud, że nagle ona będzie przy mnie, że będzie tak jak dawniej, że wszystko wróci do normy. A w tym czasie Kuba i Kajtek siedzą i patrzą na mnie, jakby wiedzieli co się dzieje. Są smutni, a ja nie potrafię dać im wystarczająco dużo miłości. Wydaje mi się, że to czują, ale nie potrafię inaczej. Potrzebuję chyba jeszcze czasu, one też. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, a w sercu znowu zagości dużo radości, ale jeszcze chyba nie teraz. Na samą myśl o Misi do oczu cisną się łzy, serce podchodzi do gardła...
Może wyjazd na Mazury pomoże, odpocznę od tego wszystkiego.
Wiem jedno - nigdy o niej nie zapomnę. Zawsze będzie w moim sercu, ale teraz muszę zaprosić do swojego serca również Kajtka i Kubę. Mam nadzieję, że z czasem pokocham ich równie mocno jak Misię, że nie będę widziała poza nimi świata.
Zwierzę, nie ważne czy małe czy duże, naprawdę można pokochać całym sercem, całym sobą, nie ważne czy to mysz, kot czy pies. Po prostu. Niech zwierzaki żyją z nami jak najdłużej, bo to wspaniali przyjaciele i towarzysze w życiu.

5 komentarzy:

  1. Z czasem będzie lepiej. Głowa do góry. Trzymam kciuki za Kajtka i Kubę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże Wiolcia z kazdym słowem coraz wieksze napięcie . MASZ TALENT CIOTO ! . :*

    aaa i musze przyznac Ci racje, zgadzam sie z kazym slowem ktore napisalas.

    Twój Koksu :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę uwierzyć... jak to nie żyje ?!
    Pokochałąm to zwierzę z Twoich opowiadań, zdjęć, filmiku. Jak zobaczyłam małą szyszylę, która przez 5 min bawi sie sznówrówką uświadomiłam sobie jak wiele dla Ciebie musi znaczyć. Odejście takiego zwierzaka to jak odejście człowieka, bo jest na równi ważne.
    To straszne... wiem co czujesz, potrafię sobie wyobrazić.
    Jak czytałąm tą notkę to aż łzy mi się sisnęły do oczu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiolcia <3
    Kochany mąż!!!
    MOJE RAN DE VU!

    OdpowiedzUsuń
  5. Łzy mi lecą..<3

    OdpowiedzUsuń